Przejrzałem poprzednie posty (w sensie wcześniejsze niż dziś), ble, masakra.
Zapis stanu ducha. Czasem mam tak jak biegnę po grani. I z jednej strony nie lubię ich, z drugiej mają dużą wartość. Nie można kochać punktu nie kochając krzywej, która do niego prowadzi.
Ból jest tylko pomiędzy jednym stanem a drugim, bo nie ma pomiędzy nimi łagodnego przejścia. Trzeba się złamać. Siłować ze sobą i wygrać.
Bieg nie rozumie spoczynku, i to jest przewaga tego drugiego.
Kwiaty nocą.